piątek, 30 sierpnia 2013

Z Sajgonu do Dortmundu

Przyszedł czas na przeprowadzkę.
Z Sajgonu do Dortmundu.
Z totalnego bałaganu do uporządkowanego mieszkanka :)
Czy Wy też tak macie, że jak wpadniecie w robótkowy trans, to nie jecie, nie śpicie i nie sprzątacie tak długo, aż skończycie?
Ja tak mam.
Zapowiadany woreczek z ptaszyną już uszyty i wręczony Przyjaciołom w podzięce za cudnie pachnący lawendowy susz z Ich czarodziejskiego ogrodu.
Woreczek bardzo spodobał się Joli i natychmiast zawisł w oknie kuchennym w towarzystwie zielonej, szydełkowej zazdrostki i białych ptaszków na parapecie. Wpasował się tam idealnie!
Teraz kilka zdjęć, a potem wielkie sprzątanie. Bo dłużej w takim bałaganie żyć nie sposób :)))





Po skończonej robocie przyjdzie czas na kawę. Filiżanka już przygotowana :)


Pracę zgłaszam na wyzwanie Klubu Twórczych Mam - Fioletowy kwiat

Na koniec gałązki ozdobnych traw i krzewów zebrane wczoraj z okolicznych łąk do sesji zdjęciowej z woreczkiem :)


Jak zwykle najserdeczniej dziękuję za wszystkie sympatyczne słowa pod adresem moich twórczych poczynań :)
Podobno wrzesień ma być śliczny, czego Nam wszystkim życzę :)
Pa

środa, 28 sierpnia 2013

Musiałam!

Jak miło mi znów się tu z Wami przywitać :))
No, musiałam! Musiałam szybko się pochwalić nowym maleństwem, zanim uszyję woreczek lawendowy.z tym motywem.
Ostatnio skłaniam się coraz bardziej ku wzorkom bez szczególnego nadmiaru kreski. Ich wdzięczna prostota budzi mój zachwyt. Przyznajcie, że ślicznie wyglądają na lnie!



Autor wzoru: Ulrike Blotzheim.
Hafcik jest częścią większego projektu, który być może kiedyś popełnię Myślę o poduszce pokazanej niżej na fotce u dołu po lewej stronie. Kwiaty lawendy wyhaftowałam ściegiem daisy.
Użyłam białego belfastu 32 ct i muliny DMC.


Przyznam, że ta ptaszyna bardzo mnie cieszy i na pewno wyhaftuję ją raz jeszcze dla siebie :)
Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Nuuuuudaaaaa...

Pewnie Wam się już znudziły te moje lawendziaki, ale ja jestem nimi zakręcona na maksa. Nie poradzę...
Wiadomo, że lubię małe i szybkie hafciki, więc ta forma dla mnie idealna. No i z obietnic trzeba się wywiązać :)
Pokazuję więc saszetkę z lawendową panną w trakcie wypełniania suszem i po zszyciu :)









Zamierzam jeszcze sporo tych poduszeczek i woreczków poszyć, więc zamówiłam sobie kilogram lawendy na Allegro. Miała być prosto z Prowansji. Dziś przyszła i... jestem zawiedziona, gdyż jej zapach nie równa się nawet w dziesięciu procentach temu z ogrodu przyjaciół. Jakiś taki słodkawy, mdły, ledwie wyczuwalny i zalatuje ziołami! Mam wrażenie, że susz jest po prostu zwietrzały lub z ubiegłorocznych zbiorów...A może po prostu polska lawenda lepsza od prowansalskiej!
Nie mam szczęścia do zakupów na Allegro. Z większości jestem niezadowolona :(
Muszę też wymyślić jakiś inny sposób zaszywania tej lawendy, bo mereżka mi się już znudziła...
Duża buźka w podziękowaniu za wszystkie komentarze pod poprzednimi postami i serdeczne powitanie nowych Obserwatorów :)
Dobrego tygodnia!

sobota, 24 sierpnia 2013

Lawendowe dziewczę

Witajcie w słoneczny, sobotni poranek :)
Pewnie już jesteście po porannej kawce??
Ja zaczęłam dzień od fotki :)
Wczoraj po południu dotarły do mnie wreszcie zamówione tkaniny, a wśród nich mój ulubiony belfast 32 ct. Pierwszy raz zobaczyłam szary i zaraz musiałam przetestować, jak też będzie się komponował z kolorami wybranego wzorku. Powstał wieczorem kolejny hafcik - lawendowe dziewczę, które od dawna "miałam na oku" i w moich hafciarskich planach :)


Mnie się podoba, a Wam?
Czyli teraz najpierw kawa, a potem mereżka i szycie saszetki. Tym razem na tył pójdzie część męskiej koszuli bawełnianej kupionej za złotówkę specjalnie na ten cel :)
Miłego wypoczynku i twórczej weny, Kochane moje Dziewczyny :) Uśmiech lawendowej panny i gałązeczki kwieciste dziś tylko dla Was!


Pa!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Nowe pachnące maleństwo

Witajcie, Kochani :)
Dziś dla odmiany...
...saszetka :)))))))
No nie ma rady. Uwielbiam je szyć! Ale też mam dla kogo, bo obiecałam kilku koleżankom. No więc szyję. W różnym stylu. Według upodobań. Jeszcze ma być jedna i biały woreczek.
Motyw wyhaftowany z Acufactum już pokazywałam. Najbardziej lubię, gdy obrąbek jest wykonany tymi samymi nićmi, co materiał. Powinno się go podszywać wyciągniętą z tkaniny nitką. Ja  użyłam nici lnianych do koronek klockowych. Przywiozłam je kiedyś z Bobowej, kiedy uczyłam się tej niełatwej sztuki ;) Są w identycznym kolorze, cienkie i bardzo mocne.





Na ostatnim zdjęciu widać, że podszyłam saszetkę innym materiałem. Skąpiec ze mnie i żal mi było lnu do haftu, skoro w szafie leży stara bluzka bawełniana w identycznym kolorze. Odcięłam kawałeczek rękawa i myślę, że jest wielce ok.
Dziś będzie przerwa w haftowaniu kolejnego motywu na saszetkę, bo czekam na biały len, a dostawa coś się spóźnia... No więc pewnie wrócę do truskawek na aidowej taśmie...
Niezmiennie głoszę moją wdzięczność ogromną za wszystkie wizyty i miłe komentarze :) Staram się zaglądać do Was tak często, jak tylko pozwala na to czas.
Bywajcie w zdrowiu!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Frywolne podejście do celtyckich splotów

Oj, dawno u mnie biżuterii nie było. I frywolitki dawno  Jakoś nie mam chęci złapać za czółenka. Ale że dziś u mnie taki troszkę rozdeszczony dzień był, taki... dżinsowy... i że wyjęłam z pudełka frywolitkowe kolczyki, w sam raz do dżinsowego ubranka pasujące, co to je za króla Ćwieczka, kiedy rzeki mlekiem płynęły, a płoty kiełbasami grodzono, uplotłam, to i pokazać postanowiłam światu:









Dziękuję za tyle ciepłych, czasem wręcz wzruszających słów pod poprzednim wpisem :)))
Uściski i buziaki przesyłam, moi Kochani :)
Jutro przed nami kolejny, wciąż jeszcze letni dziń. Niech będzie dla Was szczęśliwy!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

W bieli i koronce...

Zszyłam kolejną saszetkę dla mojej koleżanki Iwonki :)
Nawet nie narzekam, bo mam wrażenie, że jest nieźle. Iwonka lubi biel, koronki, koraliki, błyskotki. Tych ostatnich tu nie ma, bo jakoś mi nie pasowały do całości. Ciekawe, czy się spodoba...
Ostatnio usłyszałam od innej mojej koleżanki (kiedy pokazałam jej tę poprzednią, lnianą z serduszkiem), że "po co komu coś takiego" ? I że jeśliby dostała taką saszetkę nawet jako dodatek do prezentu, to by się obraziła...
No cóż, może gdyby była z "Prady"...?
Tymczasem to tylko hand made by Chranna :)))
Ale za to with love!




Pozdrawiam cieplutko wszystkich wytrwale mnie odwiedzających :) Dobrego tygodnia!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Małe jest piękne

Więc wrzucam w czwartkowe południe kolejnego maluszka, którego w trakcie pracy pokazywałam już z grosikiem :)


Wzorki Acufactum nie są łatwe. Ale ja lubię, gdy jest troszkę trudniej, a w przypadku tego wzornictwa jestem gotowa na wszelkie męki. Wykonując serduszko węzełkami, nie trzymałam się jednak ściśle wzoru z powodu gąszczu supełków oraz gęsto i drobno tkanego lnu.
Dla ciekawych, fragmenty schematu:




Moje serduszko jest więc improwizacją, ale mam nadzieję, że za bardzo na tym nie ucierpiało :)
I jeszcze jeden lawendowy akcencik, tym razem na białej luganie:


Wszystkim Wam życzę długaśnego i fantastycznego weekendu z cudną pogodą!
I uśmiecham się szeroko w podziękowaniu za przemiłe komentarze :)
A teraz zmykam do kolejnej malizny :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Lawenda się suszy

Wciągnęło mnie bardzo haftowanie lawendowych motywów. Pokazane poprzednio serduszko wskoczyło na
saszetkę:

Szyłam ją ręcznie. Koronka zrobiona szydełkiem z kordonka. Nie miałam cieńszego w odpowiednim kolorze, a gotowa bawełniana z moich zapasów jakoś mi nie pasowała do tego serduszka.
Haft został nieco przez nią stłumiony i zszedł na drugi plan. Cóż, gdy się nie ma, co się lubi...

Na zdjęcie załapał się gipsowy koszmarek. A co tam, Pani Szymborska też takie posiadała ;-)
Mówcie, co chcecie, a ja lubię tego uśmiechniętego od ucha do ucha cudaka-Lawendziaka :)))



Wiem, prezentowałaby się lepiej, gdybym ją bardziej wypchała 
suszem. Ale musi go starczyć jeszcze na sporo saszetek, więc póki 
co, oszczędzam.





Ostatecznie zaakceptowałam saszetkę i zaryzykowałam pokazanie jej na blogu :)
W przygotowaniu następne ;)
Już wiem, że muszę zaopatrzyć się w cieniutkie kordonki w różnych kolorach. Takie, które służyły kiedyś naszym babciom do obrabiania chusteczek .
Kto pamięta?
No i w odpowiednio wąskie koronki bawełniane. Coraz trudniej o nie.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem i proszę o więcej :)))
Do miłego zaś :)

sobota, 10 sierpnia 2013

Cuda prawdziwe z nitką w tle

Jestem :)
Pożegnałam swoją ukochaną wieś, gdzie spędzałam w dzieciństwie mnóstwo cudownych chwil z najdroższą Babcią, Ciociami i Kuzynostwem... i gdzie ciągle powracam każdego lata...
Upalna pogoda i cudne spotkania z naturą nie sprzyjały robótkowaniu. W trakcie całego pobytu powstały dwa maleństwa.
Serduszko w lawendowych klimatach:


I kolejna zakładka do książki z ostróżkami, królującymi w ogrodach:





Taśmę kanwy jak zwykle podkleiłam białym sztywnikiem i podszyłam niebieskim filcem. Dzięki temu zabiegowi całość jest sztywniejsza, niebieski kolor filcu nie przebija przez kanwę a ścieg widoczny jest tylko na odwrocie :)





Eh... ten błękit! Zabełtał mi w głowie...





A teraz wielki dylemat, bo zdjęć z pobytu na Skałce sporo i nie wiem, które wybrać!
W tym roku moje spotkanie z naturą zdominowały jaskółki, więc może zacznę od...
...drutów, na których o różnych porach dnia odbywają się jaskółcze wiece.
Czyli jeszcze ciut, ciut błękitu na mojej palecie...


Allegro non troppo...
e molto maestoso!


Małżeńskie pogaduszki o rodzinnych sprawach...


No bo dzieci przyszły na świat :)
Piątka!
Wszystkie mają powiązane nóżki jakimiś trawami tak zamotanymi i przylepionymi do gniazda błotem, żeby pisklęta z niego nie wypadły.
To zadziwiające...



I te wszystkie głodomory jakoś trzeba wyżywić!


Rodzice uwijają się wokół tego zadania bez wytchnienia od świtu do późnego wieczora, bo dzioby wciąż otwarte i każde pisklę głośno domaga się pożywienia! Nie udało mi się wyraźnie uchwycić tych lotów, bo są szybkie jak błyskawica.


Karmienia tez nie zdołałam sfotografować, bo jaskółki krążyły zaniepokojone z pokarmem w dziobkach, czekając, aż wyjdę : (
Maleństwa przyszły na świat w oborze, która kiedyś była mieszkaniem krów i cieląt


Wujek Franciszek od kilku lat każdej wiosny oczekuje swoich jaskółek niecierpliwie. Pierwsza nie okazuje swojej radości z powrotu, dopóki nie pojawi się druga. Wtedy radosnym świergotom końca nie ma. Do czasu... Bo kiedy pojawiają się siostry i bracia, czynią rwetes straszny! Awantura tyczy się gniazda. Bo przecież wszystkie ptaszki, które poprzedniego roku tu się wykluły i wychowały, czują się jego prawowitymi właścicielami. Ale tylko jedna, zwycięska, może je na powrót zająć, naprawić powstałe w czasie zimy zniszczenia i założyć w nim własną rodzinę! Nie ma rady. Reszta rodzeństwa musi, niestety, poszukać sobie innego miejsca do zbudowania swojego M 1.
U góry drzwi Franciszek wyżłobił otwór, by jaskółki w czasie niepogody mogły wlatywać do środka, kiedy drzwi są zamknięte :)


Wbite w ściany obory żelazne drążki ułatwiły ptaszkom budowanie gniazda, a potem, kiedy już zostały rodzicami, siadanie i czuwanie nad potomstwem :)


Kiedy młode podrosną, odbywają się pierwsze próby lotu. Rodzice wyprowadzają je z gniazda pojedynczo. Gdy jedno uczy się latać, pozostałe grzecznie czekają na drążkach na swoją kolej :)


Pod drzwiami obory stoi osobliwość bardzo dla mnie cenna. Garnek mocno już nadgryziony zębem czasu. Ciocia Waleria przechowywała w nim wapno do bielenia ścian. Ślady po nim są bardzo widoczne.
Teraz Ciocia Alicja trzyma w nim sadzonki różnych kwiatków do ogródka...



Przy domu oczywiście kury.
W przerwach między wygrzebywaniem z ziemi robaczków, syte szczęściary wylegują się w trawie pod ogrodzeniem, w cieniu rzucanym przez śliwę:


A to seniorka. Ma sześć lat i z racji wieku cieszy się szczególnymi względami wujka Franciszka :)


Kiedy Alicja zagania kury do kurnika, pomaga Jej w tym pies Prezent. Woła też gospodarzy, gdy tylko ktoś pojawia się w okolicy lub gdy nadjeżdża sklep obwoźny, bo w tej wsi nie ma niczego prócz lasów, pól, domostw i wytwórni wody mineralnej Jura Skałka.
Porzucony w lesie przez poprzedniego właściciela, został znaleziony i przygarnięty w imieniny Alicji, dlatego tak się wabi :)


W sadzie jabłonie, śliwy, wiśnie, winorośl...




I takie atrakcje, jak prażone na ogniu ziemniaki z boczkiem, kiełbasą, cebulą, burakiem i przyprawami...


Kilka zdjęć z ogrodów Wujostwa i Kuzynki:





Mięta, którą tak lubię...







I kwiat szczególny - róża podarowana ukochanej siostrze, Cioci Walerii, przez moją Babcię Weronikę. Wzrusza mnie jej kwitnienie. Przeżyła Babunię już o dwadzieścia siedem lat i mam nadzieję, że pielęgnowana troskliwie żyć będzie jeszcze bardzo, bardzo długo...


Dla mnie najcudowniejsza z róż...











Woda do podlewania ogródka czerpana jest ze studni:


Drugiego domu i obejścia pilnuje Szeryf :)


Zdjęcia słoneczników okupiłam spieczonymi ramionami i plecami :( 
Wybrałam się w pole z aparatem w samo południe. Tylko na dwadzieścia minut...



Kilka fotek z okolicznych łąk, pól i gospodarstw...











Szlachta na zagrodzie:



Hej! Gerwazy! Daj gwintówkę,
Niechaj strącę tę makówkę!
(akt I, scena VII w Zemście A. Fredry)




Pewnie dla tych, którzy na co dzień mieszkają poza miastem, to żadna rewelacja, ale dla mnie - mieszczucha z konieczności i zrządzenia losu - wszystko, co tu pokazałam, jest cudem prawdziwym.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć...
Pozdrawiam, dziękuję, że wciąż chcecie tu do mnie wracać i gorąco witam nowych Obserwatorów :)
Wasza Chranna :)