czwartek, 24 października 2013

Kurtyna idzie w górę

Puk puk, to znowu ja :) Nie znudziłam się?
Oby nie, bo tak lubię tu bywać! Z Wami rozmawiać. Słowem i obrazem :)
Zapowiadałam dwa malutkie projekty. Dziś pociągnęłam za sznurek i kurtyna poszła w górę.
Pierwszy projekcik to literka E ułożona z guzików (wzór Veronique Enginger).


Po lewej stronie przyprasowałam biały sztywnik i przyszyłam w rogach guziczki. Efekt usztywnienia widać na poniższych fotkach:


Ponieważ pytacie mnie o ten sztywnik mailowo, więc wklejam fotki:

sztywnik krawiecki na płótnie z klejem po jednej stronie. 
Strona z klejem - zdjęcie z lewej. Strona bez kleju - zdjęcie z prawej.

Ja kupuję go w sklepie z tkaninami w moim mieście, czyli w Tarnowskich Górach. Pytajcie więc w sklepach z tkaninami lub z firanami (usztywnia się nimi lambrekiny), ale w tych ostatnich chyba częściej spotkać można wersję z klejem po obu stronach. Taki sztywnik też wklejam - na przykład do zakładek - między dwie warstwy kanwy, jeśli haftuję po obu stronach. Różnego rodzaju sztywnikami maskuję też lewą stronę haftu, kiedy wysyłam taki "w świat" ;) 

I uszyłam woreczek z pętelkami na guziczki :)


"Mobilny" kwadracik można przepinać na przykład na kosmetyczkę, okładkę na zeszyt, woreczek bieliźniany, koszyczek na drobiazgi czy jakieś inne tekstylne "opakowanie" :)
Darujcie całą serię zdjęć; nie ma rady, kocham wymyślać sposoby prezentacji i cykać fotki :)








Dlaczego literka E i dlaczego motyw guzików? Bo jakiś czas temu umówiłyśmy się z Edytką na wymiankę. A jak Edytka, to oczywiście jej pasmanteria, a jak pasmanteria, to na przykład guziki.
Pracę zgłaszam do wyzwania szufladowego :) A dowiedziałam się o nim dopiero dziś od Poplątanej (dziękuję!)  Ale się fajnie złożyło :)))


Drugie maleństwo, które mi po głowie chodziło już od jakiegoś czasu, to igielnik na szpulce. A że biegam ostatnio ciągle po grzybki do lasu, tam znalazłam inspirację do stworzenia igielnika :)




Edytka poprosiła o kolczyki frywolitkowe, które pokazywałam już wcześniej.
Wszystko razem wyglądało tak (na fotki nie załapał się naparstek z Irlandii i kilka dość fajnych guziczków):


Ja zaś bardzo zapragnęłam genialnie wymyślonych i uszytych ciasteczek filcowych. Dostałam trzy takie:





Skoro elektroniczny papieros pomaga rzucić palenie, to może filcowe ciasteczka... No... wiecie... Nie wiem, jak to jest u Was, ale w moim przypadku taki odwyk nie byłby od rzeczy :)))
Niespodzianką był dla mnie wypieszczony, dopracowany "do bólu", wyhaftowany drobniutkimi krzyżykami i knocikami woreczek z suszem lawendowym :)


Ogromnym zaskoczeniem były też P I E R W S Z E ozdobne nożyczki! No i wreszcie pasmanteryjne drobiazgi: mulinki, wstążeczki, koronka, tasiemka, sznureczek, koraliki - wszystko z myślą o świątecznym sezonie :)


Ale najpiękniejsze było to, że naszych wymiankowych drobiazgów nie wręczał nam pan Listonosz. My spotkałyśmy się w pasmanterii Edyty i jak zawsze w takiej okoliczności nagadać się nie mogłyśmy ze sobą :)))))
Miałam okazję sycić oczy przepięknymi haftami, podziwiać materiały wykorzystywane Przez tę uzdolnioną Dziewczynę w różnych pracach. Bardzo spodobał mi się len w delikatne prążki lawendowe - no i mam obiecany kawałek materiału!!! 
Edyto, jesteś kochana! Już wiem, że wyhaftuję na tej cudownej tkaninie piękny lawendowy monogram :)))
Za cudne spotkanie przy kawie i orawskim ciachu (no sami widzicie, że odwyk wskazany!) i za wszystkie te cuda gorąco Ci dziękuję i mam nadzieję na kolejne spotkania :)
Tyle na dziś. Teraz muszę namówić moje obolałe od ganiania po lesie nogi, by zawlokły mnie do kuchni, bo grzyby czekają na obranie i ususzenie ;)


Dziękuję za każde dobre słowo :)
Pa


poniedziałek, 21 października 2013

Serca w Estonii

Obiecałam sesję zdjęciową chusty, którą miałam szczęście wygrać w Candy u Trilli. W tej kwestii nie jest łatwo dorównać Autorce :) Zwłaszcza kiedy nie ma się własnego ogrodu... Wybrałam się więc w trzy miejsca, które moim zdaniem zapewniły jaką taką scenerię do zaprezentowania tej morelowej piękności. Pogoda mi sprzyjała. Robiłam, co mogłam. A oto efekt moich fotograficznych poczynań:





Listki tego drzewa mają taki kolor, jak moje włosy. Chusta cudownie się komponuje z rudością! A wiatr dziś był duży i robił z nią, co chciał :))) Niełatwo jest robić zdjęcia w takich okolicznościach :D




Popełniłam przy tej sesji mnóstwo błędów. Ale błędy też są potrzebne. Bardzo. Aby z każdą sesją było choćby odrobinkę lepiej :) Piękniejsze zdjęcia chusty znajdziecie oczywiście u Trilli (klik)
Robótkowo nie mam nic nowego do pokazania. Ostatnio same powtórki saszetek, bo prosi o nie ten i ów. Więc się haftuje i szyje się. Zakończonego projektu, o którym pisałam tu, dalej pokazać nie mogę...
Pod poprzednim wpisem pojawiły się przemiłe komentarze od Was, kochane moje, za które dziękuję pięknie!
Wspaniałych, jesiennych spacerów w słońcu, wśród szelestów liści!
Trzymajcie się ciepło :)
Chranna

piątek, 18 października 2013

Tyle dobrych chwil...!

Dużo jest dobra na świecie. Wbrew temu, co media usiłują nam wmówić. Że ludzie zabiegani i czasu nie mają dla innych. Że niebezpieczeństwa i zagrożenia czyhają na nas na każdym kroku. Że tylko egoizmu mnóstwo. Nieprawda. Nie dajcie temu wiary. Dobra po prostu się nie pokazuje, bo niby niemedialne. Bo niby medialna jest tylko katastrofa i ludzkie nieszczęście, dramaty, tania sensacja, wpadki i ekscesy tak zwanych gwiazd, gwiazdek i celebrytów.
Wbrew tej, wydawałoby się, fascynacji złem, widocznej w różnych ikonach i tekstach kultury nie zawsze najwyższego lotu, twierdzę, że w ludziach tkwią pokłady dobra. Doświadczam tego dobra nieustannie, prowadząc blog. Co rusz spotykam się z bezinteresownym działaniem blogowych Koleżanek i Przyjaciół. Tak, mogę śmiało powiedzieć: Przyjaciół. Bo jeśli pisząc: nie mogę w tym miesiącu wybrać się do Krakowa, bo doszczętnie się spłukałam, spotykam się z taką odpowiedzią: "  Ania, masz kłopoty jakieś?! No chodzi mi o to
spłukanie. Mogłabym pomóc? NAPISZ SZCZERZE" - to jak nie nazwać takiego Człowieka PRZYJACIELEM? Bo jeśli na pytanie: gdzie kupiłaś takie śliczne dzwoneczki - otrzymuję odpowiedź: "Swoje dzwoneczki kupiłam na ebay-u, ale jeśli chcesz to mam ich jeszcze troszkę w kilku kolorkach to Ci podeślę". Posłane z Anglii nie doszły. Więc jeszcze raz, do skutku. To kto tak postępuje, jak nie Przyjaciel? Jeśli ktoś wykona piękne przedmioty z materiałów nietanich przecież, włoży w nie całe swoje serce a potem przeznacza je na bezinteresowny dar, to kto jest, jak nie Przyjaciel? Jeśli w odpowiedzi na mój komentarz: Woreczki z motywem oliwek są PRZE - CU - DNE! Obłędny motyw, przepiękne koronkowe zdobienie i szycie! - otrzymuję odpowiedź: "To ci takie uszyję" - to przecież odpowiedział Przyjaciel :)
A w innym meilu do mnie czytam: "Hortensję kupiłam za parę groszy na wyprzedaży (...) jeśli chcesz, to prześlę ci jego ksero i klucz, tylko podaj mi swój adres". A do miasta i na pocztę ze wsi daleka droga. To czyż nie życzliwy, piękny Człowiek napisał?
Z całą furą dobra mam do czynienia. 
A teraz fotki.
Od Renki z Tajemniczej kawiarenki dzwoneczki i nie tylko (druga przesyłka, bo pierwsza została skradziona przez pracownika poczty)
Lejdi.ana - Te chwile... - obdarowała mnie piękną zawieszką z motywem korony, serduszkiem, kawałkami wspaniałych tkanin i śliczymi karteczkami - wszystko pieczołowicie zapakowane, ale ja oczywiście jak najszybciej dotknąć chciałam, więc tu już rozpakowane :)
Dwie strony serduszkowej zawieszki:

Od Trilli CUDNA chusta estońska. I tu znów perypetie z pocztą, bo chusta poleżała sobie kilka dni nieodebrana, gdyż pan listonosz - nicpoń - zapomniał wrzucić do skrzynki awizo! No chyba że wrzucił, tyle że nie do mojej :)))
Dziś tylko zajawka na dowód, że już szczęśliwie odebrana z poczty. Więcej zdjęć przy lepszej pogodzie i w piękniejszej scenerii:
Wszystkim za wszystko dziękuję z wdzięcznego serca!
Świat jest pełen wspaniałych Ludzi :) I dlatego warto budzić się codziennie do życia wśród Nich :) 
Miłego wieczoru i spokojnej nocy, Kochani!

środa, 16 października 2013

W wyrudziałym kaftanie

Jesienny Pan w wyrudziałym kaftanie pasuje do mnie - październikowego rudzielca - jak ulał :) W miniony weekend pod rękę z tym interesującym panem spacerowaliśmy po Wiśle. A jak było, zobaczcie...









Kolejką linową wjechaliśmy na Stożek...



A tam... 












A w drodze powrotnej spotkaliśmy...




Na obiad zatrzymaliśmy się w miejscu nie byle jakim...


I znów spacer wzdłuż rzeki...


Pływające kaczki trudno było uchwycić wyraźnie. Ruchliwe jak żywe sreberka :) Ale moja cierpliwość została nagrodzona...





Stragany rękodzielnicze oczywiście przyciągnęły mnie jak magnes :)



Rzecz jasna nie ominęliśmy Galerii u Niedźwiedzia. Zdjęcia fatalne, bo w ciemnym wnętrzu musiałam niestety użyć lampy błyskowej, czego nie znoszę : (








Nie obyło się bez drobnych zakupów. Przywiozłam z Wisły maleńkie skarby: 
kolczyki ceramiczne,
ręcznie malowaną filiżankę,
drewnianego ptaszka,
słoiczek konfitury z pigwy
i naparstek pamiątkowy :)



A następnego dnia po przyjeździe z Wisły pognałam z rana w las. Grzybobranie było udane - uzbierałam pełen duży kosz podgrzybków, kilka maślaczków i kozaków. Borowika niestety nie udało się znaleźć, ale i tak jestem bardzo zadowolona z tej wyprawy :) Teraz w domu wielkie suszenie. Cudny aromat suszonych grzybów wypełnia cały dom :)


Wczoraj obchodziła urodziny moja Przyjaciółka. Udało mi się skończyć saszetkę lawendową dla niej, ale na sesję zdjęciową brakło czasu. Niżej dwa kompletnie nieprzemyślane zdjęcia, które cyknęłam w pośpiechu, późnym popołudniem z fatalnym światłem : (



Polskim lnem nie jestem zachwycona. Delikatny haft jedną niteczką gubi się w zgrzebnym, kosmatym splocie : ( Może przy nieco większych krzyżykach obejmujących trzy nitki lnu i przy podwójnej nitce białej muliny haft wyglądałby lepiej...
Mam nadzieję, że nie zanudziłam ze skutkiem śmiertelnym...
Uśmiech jesienny, zachwytów pełne garście Wam ślę :) Pędzę pooglądać i poczytać, co też się działo u Was, kiedy ja włóczyłam się po górach, pod rękę z Październikiem w wyrudziałym kaftanie :)