Kiedy plotę te swoje koronki na balkonie, w zasięgu ręki prócz pojemniczka z motkiem, czółenek i takich tam innych przyrządów obowiązkowo stawiam kawkę. Tak było i tym razem:
A na jednym z modrzewi, które rosną pod moim oknem, przysiadał codziennie kos i dawał cudowny koncert. Czy to znak, że bieżnik wyjdzie koncertowo? Oby tak było:
Wreszcie koniec. Czółenka odłożone, wszystkie sterczące nitki (w ilości 242) wszyte w słupki. I tu dygresja - durna baba ze mnie, bo do wszywania na początku próbowałam użyć igieł samonawlekających i dopiero po złamaniu sześciu wpadłam na to, że to zły pomysł :D Ale nic to. Bieżniczek uprany i wykrochmalony. Mogłam więc przystąpić do prasowania. Podczas tej czynności trzeba nadać kształt wymęczonej w kąpieli koronce. Szczególnie pikoty dały mi się we znaki. Te niesforne pętelki jak na złość uwielbiają wywijać się w spód i trzeba każdą z osobna przywołać do porządku i pokazać, gdzie jej miejsce. A jest ich w tym bieżniku... bagatela...tylko 3840! Zajęło mi to dwa dni:
Czas na prezentację gotowego salonowca. Tak wygląda fragment:
Kiedy robię coś większego, zawsze mam problem z prezentacją całości, ale mam nadzieję, że fotka daje jakieś wyobrażenie, choć powiem nieskromnie, że nie oddaje ona rzeczywistego uroku tej koronki.
Wymiary: 102 x 52 cm. Praca nad tym bieżnikiem zajęła mi 3 miesiące, z dziesięciodniową przerwą podczas pobytu z dziećmi na zielonej szkole, bo tam raptem kilka ruchów czółenkami udało mi się zrobić. Teraz pozostaje już tylko zapakować, zaadresować i wysłać "na salony".
Po każdej dużej pracy zawsze sprawiam sobie małą przyjemność. To już rytuał i myślę, że godny polecenia.
Ale o tym będzie już w następnym poście :)
prezentuje się pięknie!!!
OdpowiedzUsuńa ilość nitek do schowania i pikotek do porządkowania wzbudza mój wielki podziw!!!!
Piękny jest. Pani Joanna na pewno będzie szczęśliwa mając takie cudeńko u siebie.
OdpowiedzUsuńPrawdziwe cudo:0 Dla mnie ta technika jest nieosiągalna, więc tym bardziej podziwiam. Aha, nie jestem tą Joanną od bieżnika, czego bardzo żałuję....
OdpowiedzUsuńNiesamowity, fantastyczny bieżnik - wielki szacun :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu coś NIESAMOWITEGO. I zdecydowanie nadaje się tylko na salony, na publiczny widok - chować coś takiego to wręcz grzech.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ojejciu Pani to ma końskie zdrowie do tych niteczek. Ja bym chyba robił taki obrus kilka lat. Nie to nie dla mnie raczej ale wygląda bardzo elegancko.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia Kuba.
Przepiękny, uwielbiam frywolitę!
OdpowiedzUsuńŚliczny, mi na odwijanie niteczek nie starczyłoby cierpliwości nie mówiąc już o zrobieniu takiego cuda :)
OdpowiedzUsuńBieżnik rewelacyjny!! nie mogę wyjść z podziwu. Gratuluję talentu i cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńo wow! bieżnik jest przepiękny, delikatny, subtelny jak mgiełka! niesamowity naprawdę :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji dziękuję za wizytę u mnie :)
Masz nowy kubek! :O mam nadzieje, ze moj sie dobrze sprawuje ;) gratuluje bieznika! :*
OdpowiedzUsuńożesz by to! na digarcie widziałam zaczątki tej robótki, tak mi się przynajmniej wydaje, pokazywałaś, prawda? no i nie myślałam, że już skończyłaś :) efekt powalający!
OdpowiedzUsuńNiesamowicie piękna ta serweta, moje gratulacje, jestem pełna podziwu. Cieszę się, że mogłam zobaczyć takie cudo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Śliczna serweta :)
OdpowiedzUsuńJust wandered onto your blog from Patricia's blog and saw this beautiful tatting! That is absolutely gorgeous!! :)
OdpowiedzUsuńThanks a lot...so much appreciated your opinion :-)
UsuńCoś pięknego!
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi czytać, dziękuję :-)
Usuń