Witajcie, Kochani :-)
Przychodzę dziś do Was z bardzo mieszanymi odczuciami. Z jednej strony cieszę się, że wreszcie mam do pokazania coś innego, niż drobne hafciki zimowe i świąteczne. Z drugiej - martwi mnie efekt końcowy moich zmagań z firanką. Samo szydełkowanie było oczywiście wielką frajdą, bo lubię to zajęcie i dawno szydełka w rękach nie trzymałam. To była świetna odskocznia od igły i kolorów.
Długość tej firanki spora - 160 cm. Szerokość 50 cm. Wymiary bardzo nietypowe. Wszystko to razy dwa, bo w dwóch częściach. Kordonek jak lubię - Cable 5 w pięknym, jasnobeżowym kolorze. Motyw prościutki: dwie literki jak w tytule. To inicjały imion moich Przyjaciół. Na jednej części -E, na drugiej - W. Praca szła gładko, nici zostało, wszystko jak jak należy.
Wiedziałam jednak, że schody zaczną się, gdy trzeba będzie firankę uprać, usztywnić i nadać kształt idealnie taki sam na długość i szerokość obu częściom. Żelazko odpada. Jest mała szansa, że przy takiej długości uda się to zrobić, choć krateczki równe. Zostały szpilki. Ale gdzie rozłożyć pracę? Musi być miękko, żeby szpilki się wbiły. I równo. Nie miałam, niestety, takiej płaszczyzny w domu. Stanęło na tym, że sofa. Ale równa tylko na długości 140 cm. Brakujące Centymetry firanki muszą wylądować na nieco wyższej, opuszczanej części rozkładanej sofy. To już nie wróży dobrze :-( No i czym zabezpieczyć przed wilgocią? Jak zaznaczyć prostokąt 160 x 50 i jak uzyskać równiutkie odległości z prościutkimi liniami kratki? Do tego dwie literki muszą wypaść idealnie w tym samym miejscu, kiedy obie części zawisną w oknie obok siebie. Jak wreszcie zachować linię boczną bez widocznych zniekształceń powstałych w wyniku przyszpilenia naciąganej pracy?
...Rozłożyłam folię bąbelkową, na nią obrus, przygotowałam miarkę i pełna obaw chwyciłam do ręki pierwszą szpilkę. Obie części upinałam razem, jedna na drugiej. Dzięki temu kształt ich jest taki sam. Ale niestety, nie wszystko się udało jakbym chciała. A jaki efekt, zobaczcie sami. Mam teraz szkopuł. Zastanawiam się, czy nie spryskać i nie spróbować jeszcze raz... Może jednak tym żelazkiem... bo innych pomysłów nie znajduję. Ale czy nie zniekształcę wszystkiego jeszcze bardziej
Cóż, jestem po prostu zła...
Obu części w oknie pokazać nie mogę, więc choć jedną część na kiju od miotły ;-)... No i fragmenty obu części trzymane w ręku na tle szafy ;-)
Pozostając z dylematem i dziękując za każde pozostawione, szlachetne słówko pod ostatnim postem, życzę Wam samych sukcesów we wszystkich Waszych przedsięwzięciach. I dobrego zdrowia, oczywiście!Wasza Chranna